ROZDZIAŁ 2
*Harry*
Po tym jak dwa dni wcześniej Liam oznajmił mi, że wyjeżdża, postanowiłem spędzać z nim jak najwięcej czasu.
W końcu nie codziennie twój przyjaciel, z którym nigdy się nie rozstawałeś zostawia cię na miesiąc, prawda?
Wstaję z łóżka, leniwie się ociągając i rozmyślam nad dzisiejszym dniem.
Wiem, że już jutro zostanę sam.
Decyduję się iść z nim na ostatni wspólny spacer przed rozłąką.
On przyznaje mi rację, że to świetny pomysł i daje czas na ubranie się.
Liam zawsze był doskonały.
Zawsze wiedział, co powiedzieć, jak się zachować i tego typu rzeczy.
Jest zupełnym przeciwieństwem mnie.
Ja reaguję na wszystko zbyt szybko, kierując się tylko impulsem.
Właśnie dlatego tak świetnie się uzupełnialiśmy.
Jak ogień i woda.
Dwie przeciwności, które razem tworzą jedną, spójną całość.
Jednak między nami nigdy nie doszło do niczego więcej.
Nie było tak tylko przez jego orientację.
Po prostu obaj wiedzieliśmy, że nasza miłość jest jak między braćmi i zawsze tak będzie.
Kończąc rozmyślania, przeglądam zawartość mojej szafy.
Z początku nie znajduję tam nic godnego uwagi, ale potem decyduję się na czarne dresy, luźno otulające nogi i bluzkę w kolorze błękitu.
Po krótkiej pielęgnacji twarzy, ułożeniu włosów i załatwieniu swoich potrzeb, zadowolony prezentuję się Liamowi.
-Nie będzie ci zimno?- pyta- bardzo się ochłodziło.
Zerkam na okno i faktycznie widzę ciemne chmury i żadnego śladu słońca.
Jednak będąc zbyt leniwym, by wziąć szalik i kurtkę, zwyczajnie wzruszam ramionami.
Przyjaciel prycha, wiedząc, czemu się nie ubiorę.
Myślę, że mnie pouczy i da mi godzinne kazanie na temat dbania o zdrowie, jednak on jest zbyt przejęty podróżą, więc przepuszcza mnie w drzwiach bez żadnego słowa więcej.
Gdy jesteśmy na dworze momentalnie wzdrygam się pod wpływem owiewającego mnie zimnego powietrza.
Patrzę z żalem na ciepło otulone ciało współlokatora.
-I co? Jest ci zimno, prawda Hazz?
Mogę przyznać się do tego, ale jestem zbyt uparty, więc wolę udawać, że jest w porządku.
W trakcie spaceru co chwilę pociągam nosem, dziękując za to, że nie ide na tyle blisko Liama, aby mógł to usłyszeć.
Zatrzymujemy się przy budce z lodami.
Być może lody, kiedy na zewnątrz jest pogoda jak w lodówce nie są dobrym pomysłem, ale to nasz ulubiony przysmak.
Popisowy smakołyk z naszego miasta.
A skoro nie będzie się tu przez miesiąc, to koniecznie trzeba się z tym pożegnać.
Kontynuujemy nasz spacer, aż wreszcie zmęczeni docieramy do domu.
Rzucamy w kąt pobrudzone buty i zasiadamy na skórzanej kanapie.
Przeszukując kanały, trafiamy na batmana.
Z powodu braku innego zajęcia, podgłaśniamy dźwięk i skupiamy się na fabule.
Film okazuje się być całkiem niezły.
Podczas kolejnej przerwy na reklamy słyszę chrapanie i przenoszę rozbawiony wzrok na przyjaciela.
Sam również decyduję się na sen.
Zjadam kilka małych kanapek i popijam je herbatą.
Przykrywam śpiocha kołdrą, aby nie zmarzł.
Moje nogi odmawiają dalszych wędrówek, więc zmuszam je tylko do dojścia do sypialni i kładę się na miękkie łóżko.
Zasypiam z bólem głowy i gorączką, mając nadzieję, że do jutra mi minie.
______________
Jak zwykle proszę o komentarze, można pisać na tt z hasztagiem #Opiekunff
Chciałam też przeprosić za długą przerwę, ale jak niektórzy z was wiedzą pytałam ludzi przez ten czas czy wogóle warto to kontynuować.
W związku z wieloma pozytywnymi opiniami...
Jestem i doprowadzę kolejne opowiadanie do końca :)